środa, 17 sierpnia 2011

Zmiana tematu

kilka dni odpoczynku nad polskim morzem wraz z rodziną podziałało jak prawdziwy balsam dla duszy i ciała. Chociaż decyzja o wyjeździe była bardzo spontaniczna, a z uwagi na długi weekend z wielkim trudem udało nam się znaleźć nocleg ( a ponadto z uwagi, że jechaliśmy z naszym psiakiem, jedynym,
najlepszym, bo już sprawdzonym rozwiązaniem był domek campingowy) to szum morza, długi spacer bosymi stopami po piachu  i czasami wyglądające zza chmur słońce, które dodało kolorytu mojej skórze było tym wszystkim czego potrzebował mój organizm.
I gdyby nie standard wyposażenia domku campingowego, który bez wątpienia pamięta lata 70-te !!! ubiegłego wieku, łuszcząca się kolejna, kilkunasta (conajmniej) warstwa farby olejnej pokrywająca drewno, lodóweczka Mińsk (pamiętająca niejedną imprezę i czasy socjalistycznego dobrobytu, gdy wszystko było na kartki)  - atrapa, kóra po włożeniu do gniazdka wtyczki podłączonego do niej przewodu (sprawdziłam czy nie jest przypadkiem odcięty) niestety nie wydała z siebie żadnego pomruku świadczącego o jej sprawności (zastanawiające jest dlaczego właścicielka tegoż ośrodka nie odda jej na złom, może to eksponat muzealny??? a  może chce zrobić skansen, co prawie jej się już udało), łóżka, kołdry, poduszki, pościel i wsszystko inne łącznie z deskami na podłodze  - wolałam nie myśleć które to dzisięciolecie obchodzą. Nie mam dużych wymagań, jeśli chodzi o wypoczynek, musi być przede wszystkim czysto!!!!!!!!, ale nieraz przychodzi taki moment zyżycia, że nie da się już utrzymać czystości i trzeba wyrzucić, wymienic na nowe. Gdybym miała tam zostać na dłużej to każdego kolejnego wieczora aby zasnąć musiałabym dla uśpienia emocji oraz wszystkich swoich zmysłów upajać się kilkoma kieliszeczkami jakiegoś bardzo mocnego trunku. W każdym bądź razie więcej do tego ośrodka nie pojedziemy (dla zainteresowanych Camping Delfinek w Mrzeżynie). Tak nawiasem mówiąc zastanawiam się kto zezwala na prowadzenie takich miejsc wypoczynku i czy ktokolwiek kontroluje standard wypoczynku w takich miejscach jak to. Jak nie wstyd ludziom, którzy są właścicielami tak zaniedbywać swoich gości, dzięki którym osiągają dochody. Niewiele dokładając  (150 zł za dobę za domek bez łazienki, bez umywalki) można wynająć piękny, czyściutki apartament w Austrii z aneksem kuchennym i czyściutką łazienką, a jednocześnie poznać właścicieli, którzy z wielką troską dbają o swoich gości, bo wiedzą, że jak jedni wyjadą zadowoleni, to przyjadą kolejni i kolejni i interes się kręci. Taka prosta zasada.  Ale widocznie nie dla wszystkich, może potrzeba na to czasu, ale napewno pokoleń. Na razie ceny mamy takie jak reszta Europy, ale nic poza tym. Wszędzie frytki, kebaby, pizza, hotdogi, zapiekanki......... A tyle mówi się o problemie otyłości u dzieci.
Poszliśmy na obiad. Na ścianie duży szyld, czytam i pisze wyraźnie R E S T A U R A C J A. Zamówiłam schabowego, bo uważam (często tak robię jeśli mam watpliwości), że jest to najpewniejsze polskie danie, (ponieważ najczęściej zamawiane to wychodzę z założenia, że jest największe prawdopodobieństwo, że będzie świeże). I głębokie rozczarowanie, gdy dostałam na talerzu (takiej wielkości, że strach było cokolwiek ruszyć, aby coś z niego nie zsunęlo się na blat stołu, bo zawartość była równiutko z krawędzią talerza) coś schabopodobnego w ciemnej panierce, zalanego tłuszczem z frytownicy z pływającymi w nim pieczarkami. Obrzydliwość. Nic tylko gratulacje dla szefa kuchni i właściciela takiego lokalu. To jest POLSKA właśnie.
Dobrze, że chociaż przyroda jest mniej wrażliwa na nasze polskie ułomności. Plaże, dzięki Bogu mamy piękne (wg mnie biały piach na polskich plażach nie ma sobie równego), wydmy póki co jak niezaśmiecone i bez ludzkich odchodów to też piękne.  Zachód słońca oglądany nad morskim widnokręgiem niezmiennie wzbudza zachwyt turystów i mój również (dzięki Bogu, że nawet gdyby na słońcu znalazły się jakimś cudem śmieci i ludzkie odchody to przynajmniej spłonęłyby i nie przyćmiły jego zachodu)
Tak więc zrelaksowana  i pewna tego, że zachód słońca będę mogła oglądać znowu za rok, wracam na bloga i oto kilka zdjęć znad Bałtyku:





Te kormorany długo siedziały na falochronie, jakby pozowały do zdjęć. Zerwały się do lotu po dłuższej sesji zdjęciowej. Ale teraz wiem dlaczego.  Mąż znalazł informację, że pióra kormorana w przeciwieństwie do innych ptaków nie są chronione przed nasiąkaniem wodą, muszą więc one przed dalszym lotem długo suszyć skrzydła na wietrze.

Kto to wymyślił, że sznaucery miniaturki nie lubią wody. Nasza suczka uwielbia zabawy w wodzie, a szczególnie aportowanie za kijkiem. A piach z plaży zatyka jej nozdrza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz